No i mamy nowy rozdział. Tak jak obiecałam jest dłuższy. Mam nadzieję, że Gabe w nim nie wydaje się być, aż taką sierotą jak w poprzednim rozdziale. Zdecydowałam się też pisać z punktu widzenia Victorii, mam nadzieję, że nie popełniłam błędu.
Zapraszam do czytania i szczerych komentarzy.
***
Gabrielle
– Możesz mi
wytłumaczyć, dlaczego postępujemy tak nieroztropnie?
Głos Victorii wyrwał
mnie z zamyślenia. Oderwałam wzrok od kropel deszczu pokrywających
przednią szybę. Godzinę temu zaczęło padać i nie wyglądało na
to, żeby ulewa miała się szybko zakończyć. Wycieraczki nie
dawały rady, dlatego agentka zatrzymała samochód na poboczu i
cierpliwie czekała, aż słońce wyjrzy zza chmur. Ale trwało to
już dość długo i nawet święty by się zniecierpliwił.
– Co masz na myśli? -
spytałam, udając niewiniątko, którym z pewnością nie byłam.
– Napadły nas jakieś
stwory, a my zamiast zgłosić to odpowiednim władzom, jedziemy w
miejsce, które według internetu nie istnieje, bo było zapisane na
jakiejś kartce, która pojawiła się z naszyjnika? Dlaczego?
– Bo mam przeczucie.
Możesz mnie oczywiście zostawić, ale składałaś przecież
przysięgę, że będziesz mnie bronić. Obawiam się więc, że
utknęłaś, moja droga przyjaciółko.
– Humor znowu Ci
dopisuje, jak widzę... - mruknęła, spoglądając na mnie
sceptycznie.
– Po prostu
postanowiłam, że się zemszczę, a ty mi w tym pomożesz. Teraz z
powrotem mam cel w
życiu, a dążyć do
niego będę po trupach. Jest więc to raczej humor wisielczy.
– Brzmi złowieszczo.
Wchodzę w to – na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jeśli
kochała coś bardziej od czekolady, to było to niebezpieczeństwo.
Wtedy była w swoim żywiole. Tym bardziej, jeśli miała jakąś
sierotę do ratowania. Tą sierotą zazwyczaj byłam niestety ja. Ale
najwyższy czas się usamodzielnić i zacząć sobie sama radzić.
– Wiesz już coś o tym
Obozie Herosów?
– Oprócz tego, że
leży na Long Island? Nie – mruknęła, wpatrują się w ekran
laptopa. Chyba właśnie przeglądała dane NASA w poszukiwaniu jakiś
niezgodności.
– Popatrz – wskazała
palcem punkt na ekranie. – Tutaj występowały przeróżne anomalia
pogodowe. Kiedy padał deszcz, szedł huragan, sypał śnieg, zawsze
to miejsce było omijane. Jakby miało swoją własną pogodę. Raz na tym terenie w czerwcu zaczął padać śnieg. Specjaliści
pojawili się tam kilka razy, ale niczego nie znaleźli. Więc moim
zdaniem, jeśli poszukujemy czegoś odchodzącego od normy, to
właśnie jest tam.
– Okej, złóżmy, że
masz rację. Co teraz? - spojrzała na mnie jak na wariatkę.
– To jakieś pół
godziny drogi stąd. Pojedziemy tam, wpiszę w GPS współrzędne
geograficzne i zobaczymy co tam jest.
To był dobry plan. Ja
przynajmniej lepszego nie potrafiłam wymyślić. W duchu
podziękowałam Bogu, że pewnego dnia zesłał mi Victorię. Ja
mogłam się wykłócać z ludźmi, cytować im zasady prawne,
wynajdywać wszystkie argumenty za i przeciw, ale gdy trzeba było
coś zrobić, ten ciężar zawsze spadał na Vic. Chyba na serio
powinnam to zmienić.
– No to jedziemy.
***
–
Nie podoba
mi się to – mruknęła po raz dziesiąty agentka. Zgadzałam się
z nią całkowicie.
Las,
po którym krążyłyśmy od dwudziestu minut był niepokojący.
Nigdzie nie słyszałam śpiewu ptaków, a przecież był czerwiec.
Zwierzęta już dawno powinny wrócić z ciepłych krajów, w których
spędzały zimę. Drzewa rosły tu nienaturalnie równo, jak pionki
na szachownicy. Pod stopami chrzęściły mi igły świerków,
zahaczyłam raz nogą o krzak jeżyn. Słońce było zasłonięte
chmurami, a przecież w Nowym Jorku był piękny, słoneczny dzień.
Tu
nie chodziło nawet o wygląd lasu, tylko o atmosferę, jaka w nim
panowała. Strach,
przerażenie,
lęk. Niby podobne uczucia, ale każde inne. Czułam się tu niemile
widziana, wszystko we mnie pragnęło uciec z tego miejsca. Czy ktoś
o zdrowych zmysłach zakładałby tutaj obóz?
– Chodźmy
stąd – jęknęłam błagalnie w kierunku przyjaciółki.
– Jesteśmy
już blisko. Sprawdźmy, czy owy Obóz Herosów istnieje, a jeśli
nie, to się stąd wyniesiemy. Tędy, proszę – zdecydowała,
skazując ręką kierunek dalszego marszu.
Zaraz
jednak zmarszczyła brwi.
– Nie,
to niemożliwe. Co jest... - zerknęłam jej przez ramię. Kompas w
GPS zaczynał wariować. Co chwila wskazywał inny kierunek wędrówki.
To było dziwne. Agenci posiadali najlepszy sprzęt i byle co nie
mogło go zniszczyć. Może kiedyś w pobliżu spadła kometa i
dlatego stopień namagnetyzowania był tak wysoki, że kompas
oszalał? Nigdy
nie byłam dobra z fizyki.
– Mech
– mruknęłam odkrywczo.
– Co?
– Nie
potrzebujemy kompasu, mech zawsze porasta drzewa od północnej
strony. A Obóz Herosów według GPSa, zanim nie ześwirował, był
na wschód. Czyli tam – oznajmiłam dumna z siebie. Jednak podstawy
survivalu się przydawały, choć ojciec był temu przeciwny.
– Wiem,
ale ciągle zastanawiam się, dlaczego nawalił. Podobno wytrzyma
temperaturę na minus stu stopni Celsjusza, przetrwa wypadek
samochodowy, wybuch bomby, wycieczkę na Mount Everest i Rów
Mariański. Dlaczego zepsuła się właśnie teraz. Będę musiała
zgłosić reklamację...
Przeklinając
pod nosem agenta technicznego, skierowała się we wskazaną przeze
mnie stroną. Nie uszła nawet kilku kroków, gdy przerwał jej
przerażający ryk. Krew w moich żyłach zamarła na chwilę, aby
sekundę później ruszyć z szaloną prędkością.
Victoria
odwróciła się, automatycznie wyjmując pistolet, przymocowany do
pasa. W jednej chwili znalazła się przy mnie i razem zaczęłyśmy
wypatrywać zagrożenia.
– Uciekajmy
– zaproponowałam, nie miałam ochoty na spotkanie z mitologicznym
potworem.
– To
jest po części zwierzę. Drapieżnik. Jedyne co osiągniesz
uciekając to to, że bestia urządzi sobie na ciebie polowanie – z
zachodu coś nadchodziło. Słyszałam łamiące się gałęzie,
ziemia drżała od kroków tego czegoś.
– Może
to jeleń – zapytałam z nadzieją, żeby rozluźnić sytuację.
Ciągle twierdziłam, że zaatakowanie przez mitologiczną bestię ma
jakieś tygodniowe limity. Może jeden raz w tygodniu? Na miesiąc,
rok? Najlepiej jedno spotkanie na całe życie.
– Nadzieja
matką głupich. A giną zwykle głupcy. Jak krzyknę ,,już”, to
masz uciekać na wschód. Może znajdziesz ten cały Obóz Herosów,
wtedy pewnie będziesz bezpieczna.
– A
ty? - miałam przeczucie, że to co usłyszę, wcale mi się nie
spodoba.
– Ja
zrobię to, co do mnie należy. Uratuję Ci życie po raz dziesiąty
i skopię tyłek temu czemuś.
Kłamała.
Przynajmniej w tej drugie kwestii. Widziałyśmy już zarys sylwetki
potwora na tle drzew. Był o wiele większy, niż monstra z Białego
Domu. Coś mi mówiło, że pistolet i sztylety raczej się tutaj nie
zdadzą. Z drugiej strony zostając, nie pomogę jej, tylko będę
jej przeszkadzać.
Musiałam
znaleźć ten Obóz. Skoro żyją w takim otoczeniu, muszą wiedzieć
jak pokonać te potwory. Jeśli znajdę mieszkańców tego miejsca,
to może uda mi się uratować Vic. Ale musiałam zrobić to szybko.
– Jest
– szepnęła agentka, celując z pistoletu prosto między oczy
potwora. To był Minotaur. Zanim poszłam na studia, zaczytywałam
się w przeróżnych mitach, dlatego rozpoznanie stwora nie sprawiło
mi trudności. Ale uwierzenie, że jest prawdziwy, owszem.
Mierzył
jakieś dziesięć metrów wysokości i z cztery szerokości. Nie
dało się go przeoczyć. Jego kopyta wielkością dorównywały
kołom samochodu osobowego, rogi przypominały krowie, z tą różnicą,
że były powiększone dziesięć razy. Cały był pokryty czarną
sierścią, lśniącą lekko w lichym świetle słonecznym, które
przedostawało się zza chmur. Składał się z samych mięśni,
głowę miał byka, a z paszczy ciekła ślina. Jednym słowem był
obrzydliwy. Byłam pełna podziwu dla samej siebie, że jeszcze nie
zemdlałam. Tym bardziej, że w prawej ręce trzymał wielki topór,
pokryty jakąś zieloną mazią. Może pozostałością na ostatnim
śniadaniu? My z pewnością miałyśmy być obiadem.
Rozległ
się huk wystrzału i potwór zaskoczony cofnął się o krok.
Chwycił pazurami pocisk, który utkwił mu między oczami, nie
przebijając skóry. Minotaur ryknął i zamachną toporem. Na
szczęście byłyśmy za daleko. Ostrze utknęło w pniu drzewa.
Bestia pociągnęła je wściekle, wyrywając drzewo z korzeniami,
które odleciało na jakieś trzy metry.
Victoria
wycelowała jeszcze raz i nacisnęła spust. Wszystkie kule uderzyły
w to samo miejsce, gdzie powinno być serce, lecz nic nie zdziałały.
Jego skóra była nie do przebicia.
– Tak
nie da rady – mruknęła do siebie rudowłosa, odrzucając
bezużyteczny pistolet i sięgając po sztylety. Ja natomiast
odważnie chowałam się za jej plecami.
Poleciał
pierwszy nóż, a za nim kolejne trzy. I nic. Z wyjątkiem tego, że
wyraźnie rozjuszyły bestię. Sama nie tolerowałabym zbyt długo
dziewczyny, rzucającej we mnie jakimiś ostrymi wykałaczkami. Vic
ścisnęła w ręce ostatni sztylet. Pewnie teraz żałowała, że
namówiłam ją na zostawienie reszty w samochodzie. Bo co może nam
się przytrafić w tak dziewiczym lesie, prawda? Jaka głupia byłam.
– Uciekaj,
już! - wrzasnęła rzucając się w lewą stronę. Rozkaz to rozkaz,
prawda? Do odważnych nie należałam, a musiałam znaleźć ten Obóz
Herosów. Pobiegłam na wschód, modląc się, żeby Minotaur podążył
za Vic, a nie za mną. Niebyt okej z mojej strony, ale ona potrafiła
strasznie szybko biegać, skakać po drzewach jak wiewiórka. Dłużej
przeżyje niż ja, miałam nadzieję, że wytrzyma, aż sprowadzę
pomoc.
Nie
musiałam się martwić, że potwór pójdzie za mną. Victoria
zadbała o to, rzucając mu w oko ostatnim sztyletem. Utkwił w gałce
ocznej, póki nie został wyszarpnięty przez Minotaura. Ze zdumienie
zauważyłam, że oko samo się naprawiało. On był niezniszczalny.
Przynajmniej dla nas.
Odwróciłam
się i pognałam co sił w nogach, szukając jakiegokolwiek znaku, że
w tym miejscu na wakacje przyjeżdżają ludzie na obóz. Byłam
pewna, że Vic miała jakiś plan.
***
Victoria
Nie
miałam żadnego planu.
Wiedziałam
tylko, że jak czegoś szybko nie wymyślę, zginę. Nie powinnam
rzucać moim ostatnim sztyletem, tym sposobem pozbawiłam się całej
broni, jaką przy sobie miałam. To była dla mnie nowa sytuacja.
Nigdy nie uciekałam, zawsze likwidowałam przeciwnika bez
najmniejszego problemu. Z tą różnicą, że owym wrogiem nie był
Minotaur.
Potwór
biegł za mną, rycząc dziko i wymachując na wszystkie strony
toporem. Na szczęście wyprzedzałam go o dziesięć metrów. Ale to
wciąż za mało. Przyspieszyłam do granic swoich możliwości,
dziękując w duchu nauczycielowi wychowania fizycznego w Akademii,
który bezlitośnie mnie głębił. Być może przez to właśnie
ratował mi życie. Jeśli przeżyję, zadzwonię do niego i
podziękuję. Chociaż pewnie nie miał o mnie miłych wspomnień. Na
przykład, kiedyś skonstruowałam nowy rodzaj bomby, która
rozwaliła połowę uczelni. Całe szczęście, że agenci i adepci
byli na ćwiczeniach w terenie i nie wliczając w to budynku, nikt
nie ucierpiał.
Gwałtowny
ryk, przerwał potok wspomnień. Tak, lata spędzone w Akademii były
jednymi z najlepszych mojego życia.
Obejrzałam
się za siebie. Minotaur utknął pomiędzy wiekowym dębem i
świerkiem. Wykorzystując sytuację, dopadłam do wysokiej sosny i
nie zważając na żywicę klejącą się do moich palców, zaczęłam
wspinaczkę, wspomagając się grubymi konarami. Gdy byłam w połowie
wysokości, usłyszałam cichy świst i rozrywający ból w udzie.
Spojrzałam na nie i zakręciło mi się w głowie.
Topór
bestii tkwił wbity w drzewo, przecinając moją nogę. Krew lała
się z rany, ale nie tryskała, więc miałam nadzieję, że tętnica
udowa jest nieuszkodzona. Przesunęłam nogę odrobinę w lewo, aby
uwolnić się od ostrza. Zacisnęłam usta i zagryzłam wargę, aby
nie krzyknąć. Bolało bardziej niż jakakolwiek rana postrzałowa.
Krzywiąc
się boleśnie, podciągnęłam się i usiadłam na grubej gałęzi.
Nie mogłam tu długo zostać. Chwyciłam brzeg koszuli, którą
miałam na sobie i oderwałam pas materiału. Zawiązałam go powyżej
rany, tworząc opaskę uciskową. Na nic więcej nie miałam czasu.
Minotaur wciąż szarpał się z drzewami, jak w amoku. Może krew to
spowodowała?
Wstałam
na chwiejnych nogach, opierając się ręką o pień. Oceniłam
odległości do gałęzi drzewa rosnącego obok. Cztery metry.
Normalnie dałabym sobie radę bez problemu, ale z zranioną nogą...
Odepchnęłam
się, odbiłam od zdrowiej nogi i poszybowałam w powietrzu. Rękoma
chwyciłam się drzewa, na którym wylądowałam. Zebrałam się w
sobie i wykonałam następny skok.
Tym
sposobem pokonałam w ciągu kilku minut sporą odległość. Krew
skapywała mi po nodze, ale nie słyszałam już pomruków bestii.
Zgubiłam ją.
Ześlizgnęłam
się z drzewa, cicho jęcząc. Żałowałam, że nie wzięłam z
samochodu apteczki pierwszej pomocy. Miałam nadzieję, że Gabrielle
jest bezpieczna. Odciągnęłam Minotaura ile się dało, z tą nogą
nie mogłam jej więcej pomóc.
Ciężko
oddychając, usiadłam na ziemi, opierając się o pień. Spojrzałam
na nogę i skrzywiłam się automatycznie. Do rany dostały się
kawałki kory i igieł. Bolało jakbym przechodziła jakieś męki
piekielne. Jeśli przeżyję, co nie było pewne, z pewnością wda
się zakażenie.
Jeszcze
raz przeklęłam brak apteczki. Nie mogłam nawet oczyścić rany.
Odchyliłam głowę do tyłu, zaciągając się świeżym powietrzem.
I wtedy to usłyszałam.
Pośród
cienia lasu, wszechogarniającej ciszy. Śpiew ptaków. Cichy,
dochodzący od prawej strony. Był jak pieśń nadziei, wśród mroku
i bezradności. Nie wiedziałam co robić, więc podniosłam się z
ziemi i ruszyłam w tamtym kierunku. Może znajdę tam trochę wody
do obmycia rany. Jeśli nie, to trudno. Zawsze lepiej jest umrzeć
przy śpiewie ptaków, niż w ciszy.
Drzewa
rosły w coraz większej odległości od siebie, las się
przerzedzał, tworząc średniej wielkości polankę. Ze zdumieniem
zauważyłam, że słońce na nią nie jest zasłonięte chmurami,
tylko przyjemnie ogrzewa mi twarz. Słyszałam śpiew ptaków, motyl
przeleciał obok mojego ramienia. To była jakby mała oaza
niezmąconego spokoju, pośrodku lasu pełnego przerażenia.
Nagle
na drugim końcu polanki zauważyłam małą sadzawkę. Teraz
widziałam tylko ją, to był mój cel. Musiałam się napić,
przemyć ranę. Woda była wybawieniem od śmierci. Na trzęsących
się nogach, nie rozglądając się dookoła, ruszyłam w jej
kierunku. Droga dłużyła się mi niemiłosiernie.
Kiedy wreszcie opadłam na kolana przy sadzawce, myślałam, że umrę. W głowie mi się kręciło, nogi nie czułam, ale jednak ból pozostał. Jęknęłam cicho, powoli wyciągając drżącą rękę w stronę wody. Tak blisko, jeszcze trochę...
Kiedy wreszcie opadłam na kolana przy sadzawce, myślałam, że umrę. W głowie mi się kręciło, nogi nie czułam, ale jednak ból pozostał. Jęknęłam cicho, powoli wyciągając drżącą rękę w stronę wody. Tak blisko, jeszcze trochę...
– Co
robisz?
Cichy,
zaspany, ale melodyjny głos. Zatrzymałam wyciągniętą rękę i
obejrzałam się. Od upływu krwi, mącił mi się już wzrok.
Zobaczyłam chłopaka, leżącego kilka metrów dalej i ziewającego.
Wyglądał jakby zaraz miał zasnąć. Jednak z jakiś powodów
przypominał mi trochę anioła.
Tak,
anioł...
Przed
moimi oczami pojawiła się ciemność i zemdlałam.
***
Gabrielle
Co
chwila odwracałam się za siebie, aby upewnić się, że nikt mnie
nie goni. Nic. Minotaur najwyraźniej zainteresował się moją
przyjaciółką. Miałam tylko nadzieję, że nic jej nie jest.
Biegłam,
co chwila potykając się o krzaki i pnącza. A potem zobaczyłam
bramę. Wykonana z drewna, miała wysokość czterech metrów i napis
,,Camp Half-Blood”. Chyba znalazłam Obóz Herosów. Problem
polegał na tym, że po drugiej stronie bramy wciąż ciągnął się
taki sam las. Żadnych ludzi, zabudowań, żadnego życia. Może ten
obóz istniał kilkaset lat temu, a teraz nieużywany się po prostu
rozpadł?
Zła
na cały świat, kopnęłam belkę, podtrzymującą napis. Potknęłam
się jednak i leżałam na ziemi jak długa, większość mojej
skromnej osoby po drugiej stronie bramy. Podniosłam głowę,
wytrzepując liście z włosów i oniemiałam.
Tam,
gdzie przedtem był las, teraz znajdowała się rozległa równina, z
mnóstwem zabudowań. Z oddali widziałam sylwetki poruszających się
ludzi, po mojej prawej stronie rosła wielka sosna, pod nią leżał
jakiś materiał, a wokół pnia owinięty był...
– Smok!
- wrzasnęłam cicho, lecz i tak kilka osób to usłyszało i
skierowało się w moją stronę.
– Cicho!
Jeszcze go obudzisz – odwróciłam się, aby spojrzeć na niską
dziewczynę z zielonymi włosami, spiętymi w warkocz. Ubrana była w
ogrodniczki uwalane ziemią i pomarańczową koszulkę z jakimś
napisem. Dłonie w rękawiczkach trzymały jakieś sadzonki. Nie
wyglądała mi na uczestnika obozu, chyba że istniał jakiś zjazd
dla ogrodników. Miałam jednak ważniejsze rzeczy do roboty.
– Moja
przyjaciółka jest po drugiej stronie ma kłopoty. Możecie coś
zrobić z tym Minotaurem, który ją gonił?
Zielonowłosa
otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. A może ze strachu?
– O
nie, znowu... - jęknęła i zwróciła się do niskiego chłopaka po
swojej prawej. - Mike, zabierz ją do Chejrona! Ja muszę powiadomić
Clarisse!
Nie
oglądając się za siebie, odbiegła w stronę jakiegoś czerwonego
domu, otoczonego drutem kolczastym. Czy nie się wydaje, czy na dachu
stoi armata?
– Chodź
za mną – usłyszałam głos mojego przewodnika. Nie dałabym mu
więcej niż piętnaście lat.
Miał brązowe włosy i pomarańczowe oczy. Nigdy takich nie widziałam, od razu skojarzyły mi się z ogniem. Chłopiec złapał mnie za rękę i pociągnął w stromę największego budynku. Śpieszyło mi się, aby uratować Victorię, ale nadal byłam nieufna. Te dzieci były dziwne. Każde inne, ale jednak coś je łączyło.
Miał brązowe włosy i pomarańczowe oczy. Nigdy takich nie widziałam, od razu skojarzyły mi się z ogniem. Chłopiec złapał mnie za rękę i pociągnął w stromę największego budynku. Śpieszyło mi się, aby uratować Victorię, ale nadal byłam nieufna. Te dzieci były dziwne. Każde inne, ale jednak coś je łączyło.
Chłopak
chyba zauważył moje wahanie, bo się zatrzymał i wyciągnął rękę
w moją stronę.
– Jetem
Mike od Hestii. Naprawdę nie musisz się martwić. Zaraz pomożemy
twojej koleżance – dodał uśmiechając się słodko. Fajny
dzieciak, ale co wspólnego z tym wszystkim miała grecka bogini?
Chwyciłam jego dłoń, najwyższy czas się przedstawić.
– Miło
mi. Ja jestem...
W
ostatniej chwili uniknęłam lecącej w moją stronę piłki od
koszykówki.
– Sorry!
- przeprosił jakiś wysoki blondyn, chwycił zgubę i nie oglądając
się więcej za siebie pobiegł do kolegów.
– Co
za niewychowany bałwan. Co on sobie myśli, że...
Mike
przewrócił oczami i pociągnął mnie w stronę drzwi domu z
niebieską dachówką. Zapukał trzy razy, a gdy dostał zgodę,
wparował do środka, a ja za nim.
– Chejronie!
Panie D.! Znów pojawił się Minotaur. I ściga jej przyjaciółkę...
Zaskoczona
wpatrywałam się w prawdziwego centaura. Szczerze mówiąc, to
powinnam się jakiegoś spodziewać. Minotaur, centaur, grecka
bogini. Czemu by nie? Pasowało idealnie. Teraz tylko czekać na
Cerbera.
Centaur
był ubrany w pomarańczową koszulkę ze znakiem jakiejś rockowej
kapeli, miał lekko kręcone, brązowe włosy i ledwo mieścił się
w pokoju. Głową dotykał sufitu. Właśnie otworzył usta, aby coś
powiedzieć, ale ubiegł go facet w hawajskiej koszuli.
Mężczyzna
miał zielone oczy, które patrzyły na mnie ze znudzeniem, przed
sobą kilka puszek po coli i wyglądał śmiesznie. Inaczej się tego
ująć nie dało.
– Znowu
nowa? - burknął opryskliwie. - Słowo daję, jeśli popatrzeć na
liczbę tych dzieciaków, można dojść do wniosku, że moje
ukochane rodzeństwo nic nie robi, pomijając uwodzenie
śmiertelników, w którym odnosi niebywałe sukcesy. Podobnie jak w
stwarzaniu tych bachorów. A później ja się muszę z nimi użerać.
I za co? Bo kilkaset lat temu przespałem się nie z tym, kim trzeba.
Uważam, że...
– Dionizosie,
pragnę Ci przypomnieć, że sam masz dwójkę dzieci. I nic by się
nie stało, gdybyś raz na jakiś czas przestał narzekać. Mówiłaś,
że co się stało z twoją przyjaciółką, dziecko? - zwrócił się
do mnie centaur. Miał w sobie coś z ojca, któremu chcesz się ze
wszystkiego zawierzyć.
– Jest
gdzieś w lesie i goni ją Minotaur. Gdybyście mogli...
– Ta
twoja koleżanka – przerwał mi facet w hawajskiej koszuli (nie,
nie zamierzałam uwierzyć, że jest bogiem) – jest człowiekiem?
– Oczywiście!
A czym innym...
– Ha!
Bo widzisz, my ludzi nie ratujemy. Mają oni te wielkie blaszane
pudła, niszczące moje winogrona, więc niech sami się ratują.
Centaur
przewrócił oczami. Najwyraźniej był przyzwyczajony do zachowań
wspólnika.
– Mike,
idź zawołaj Clarisse i powiedz...
– Jestem,
Chejronie – do pokoju weszła wysoka dziewczyna w zbroi i z mieczem
w ręku. Miałam wrażenie, że zajmuje sobą połowę pomieszczenia.
– Dobrze,
weź swoje rodzeństwo w znajdźcie w lesie przyjaciółkę yyyyy...
Jak masz na imię, dziecko? - Chejron spojrzał na mnie pytającym
wzrokiem. Westchnęłam cicho. Miałam nadzieję, że załatwię to
szybko, ale wszystko się przedłużało.
– Gabrielle.
– Przyjaciółkę
Gabrielle, którą prawdopodobnie goni Minotaur. Jest człowiekiem,
więc może być w szoku...
– Nie
będzie w szoku, może mi pan zaufać – prychnęłam i spojrzałam
na nich ponaglająco. Przecież ten stwór mógł właśnie dopaść
Vic, a my dyskutujemy jak na herbatce u cioci.
Chejron
chyba zauważył moje spojrzenie i nie drążył dalej tematu.
– Zabijcie
Minotaura w miarę możliwości i przyprowadźcie tutaj tę
przyjaciółkę. Jestem pewien, że jest ranna.
Clarisse
skinęła głową i wyszła. Ignorując pana D. i centaura, wybiegłam
za nią. Mike ciągle mi towarzyszył.
– Czekaj,
idę z tobą!
– Będziesz
tylko przeszkadzać. Usiądź na tyłku i nie plącz się pod nogami,
jeśli łaska – odparła, nie zwalniając nawet kroku. Ze
wszystkich stron zbiegli się nastolatkowie ubrani podobnie jak ona.
Ściskali miecze, włócznie, noże. Co to było za miejsce?! Miałam
już pewne podejrzenia, ale to przecież było niemożliwe.
– Ale
to moja przyjaciółka...
Nad
całym Obozem rozległ się huk. Niebo jakby zaczynało pękać, jego
kawałki spadały na ziemię. W ostatnim momencie Clarisse odepchnęła
mnie w bok, ratując przed zgnieceniem.
– Bariera
się rozpadła! - rozległ się gdzieś okrzyk. Zapanował chaos. Nastolatkowie biegali we wszystkie strony, znikąd pojawiały się miecze i sztylety, łuki i inna broń. A mimo to czułam, że panuje tu jakiś porządek, jakby każdy wiedział, gdzie dokładnie powinien się znajdować. Wszyscy ustawiali się w równym rządku, tworząc formację, którą
kojarzyłam z filmów historycznych. Nie mogłam sobie przypomnieć
jej nazwy.
Z
największego budynku wypadł Chejron z łukiem i strzałą założoną
na cięciwę. Za nim wytoczył się pan D., trzymając w ręku jakąś
laskę owiniętą winogronami.
– Kto
tym razem? - burknął niezadowolony.
– Mike,
zabierz stąd Gabrielle. Schowajcie się gdzieś! - rozkaz Chejrona
przebił się przez hałas.
Chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w głąb Obozu. Po raz trzeci. Czułam się jak małe, nieporadne dziecko. Dobiegliśmy do jakiś skał i ukryliśmy się za nimi. Odwróciłam się, aby zobaczyć co robi reszta. W samą porę, by zobaczyć potwora wyłaniającego się zza mgły, która niespodziewanie pojawiła się poza granicami obozu. Był wielki jak góra, cały pokryty jakąś zieloną mazią. Głowę miał zadziwiająco podobną do ludzkiej, jeśli zignorujemy jej wielkość. Plus wilcze zęby, brak warg i nosa, a zamiast uszu rogi jelenia. Czarne oczy patrzyły na przeciwników z dużą inteligencją. W dłoni trzymał maczugę nabijaną kolcami. Na jego czole była wyryta spirala, emanująca jakąś dziwną energią. Wyczuwałam ją nawet stąd.
Chłopak chwycił mnie za rękę i pociągnął w głąb Obozu. Po raz trzeci. Czułam się jak małe, nieporadne dziecko. Dobiegliśmy do jakiś skał i ukryliśmy się za nimi. Odwróciłam się, aby zobaczyć co robi reszta. W samą porę, by zobaczyć potwora wyłaniającego się zza mgły, która niespodziewanie pojawiła się poza granicami obozu. Był wielki jak góra, cały pokryty jakąś zieloną mazią. Głowę miał zadziwiająco podobną do ludzkiej, jeśli zignorujemy jej wielkość. Plus wilcze zęby, brak warg i nosa, a zamiast uszu rogi jelenia. Czarne oczy patrzyły na przeciwników z dużą inteligencją. W dłoni trzymał maczugę nabijaną kolcami. Na jego czole była wyryta spirala, emanująca jakąś dziwną energią. Wyczuwałam ją nawet stąd.
– O
nie... Tylko nie znak Hypnosa – jęknął przerażony Mike. Z
kieszeni kurtki wyciągnął metalowe gwiazdki do rzucania. Chyba
byłam jedyną osobą w tym towarzystwie, która nie miała broni.
– Dlaczego?
– Wytłumaczę
Ci to najlepiej jak umiem. Musisz mi zaufać i uwierzyć. Jestem tu
od niedawna, więc jeszcze nie wszystko ogarniam, ale cóż... Musisz
widzieć, że greccy bogowie naprawdę istnieją, a my jesteśmy ich
dziećmi, herosami. Przyciągamy swoją aurą potwory i trafiamy do
tego Obozu Herosów, aby nauczyć się jak się bronić przed nimi.
Czasem dostajemy misje, ale to teraz nieważne. Byłaś w stanie
odnaleźć obóz, Gabrielle, ponieważ jesteś jedną z nas. Jesteś
herosem. Wierzysz mi?
– Właśnie
patrzę na jakiegoś mitologicznego stwora. To jasne, że ci wierzę.
Od
strony bitwy dobiegł mnie wrzask Clarisse:
– Do
boju, dzieci Aresa! Pokażcie mu, gdzie jest jego miejsce!
Rzuciła
się na potwora, a za nią gromadka nastolatków z okrzykami
bitewnymi. Mike odchrząknął, ponownie zwracając na siebie moją
uwagę.
– Były
dwie Wielkie Wojny. Z Kronosem i z Gają. Obie wygraliśmy, bogowie
trochę nam pomogli. Przez rok był spokój, ale jakieś trzy
miesiące temu coraz częściej zaczęły pojawiać się potwory.
Hades zarzekał się, że nie pochodzą z Tartaru. A miesiąc temu
pojawił się stwór podobny do tego tutaj. Miał na swoim czole
symbol słońca. Nawet Dionizos nie potrafił go pokonać. Z Olimpem
w czasie ataku nie było kontaktu. W końcu zaatakowały wspólnie
dzieci Apolla. Dopiero wtedy to coś poległo. Bogowie badali tą
sprawę i doszli do wniosku, że tą bestię mogą pokonać tylko
dzieci wyznaczonego boga. Wiesz, Słońce to symbol Apolla. Kłopot
polega na tym, że tych dzieci musi być co najmniej piętnaście,
inaczej się nie uda. Warunki te spełniają tylko potomkowie Apolla,
Hermesa i Aresa. Reszty jest za mało. Dwa tygodnie temu pojawił się
następny. Tym razem ze znakiem Dionizosa. Panu D. i jego dwójce
synów ledwo udało się pokonać tą poczwarę. Z innymi bogami
także wtedy nie było kontaktu.
– Czyli
można je pokonać, nawet jeśli jest dwójka dzieci, ale jest obecny
bóg?
– Z
tą różnicą, że jeśli owego boga nie ma na miejscu w chwili
ataku, to podczas jego się nie pojawi. Coś go blokuje. A teraz
potrzebujemy Hypnosa. Więc mogę powiedzieć, że to przegrana
sprawa.
– A
dzieci Hypnosa? - spytałam, przyglądając się, jak jeden z herosów
odrzucony potężną maczugą uderza o ścianę różowego domku. Ze
środka wypadła przerażona dziewczyna. Skrzywiłam się za
współczucia.
– Mamy
dwóch synów Hypnosa. Nolana i Vincenta. Vincent dołączył do nas
trzy miesiące temu i nie wykazuje specjalnych zdolności, chociaż
Hypnos się do niego przyznał. A teraz w dodatku się gdzieś
zawieruszył. Widziałem, jak gdzieś rano wychodził. Równie dobrze
może być martwy. A przecież go ostrzegaliśmy. Heros nie umiejący
się bronić to martwy heros – skrzywił się przy ostatnim zdaniu.
– Jakie
jest prawdopodobieństwo, że ten Nolan sam pokona potwora?
– Bez
szans. Nawet gdyby cudem pojawił się tutaj Hypnos, to z jednym
synem nic nie zdziała. Ale nie pojawi się, bo nie może.
– Wyjaśnij
mi więc, dlaczego zamiast uciekać, wszyscy rzucają się na to
monstrum?
Spojrzał
na mnie zdziwiony. Chyba nie wzięłam czegoś pod uwagę.
– Jesteśmy
Grekami. My nie uciekamy, w ostateczności giniemy w walce z honorem.
Zatrzymałam
dla siebie komentarz typu: co martwemu po honorze. Chybaby go tylko
rozdrażnił. I tak już widziałam, jak z niepokojem wpatruje się w
walczących herosów. Nerwowo zaciskał palce na gwiazdkach do
rzucania, kropelka krwi spadła na trawę.
– Dlaczego
nie walczysz?
– Jestem
synem Hestii, bogini ogniska domowego. Nie lubię walczyć, to nie
mój żywioł. Czasem chciałbym...
Nie
dowiedziałam się, czego czasem by chciał. Odgłosy bitwy nagle
zamarły. Nie słyszałam już szczęku metali, okrzyków
zachęcających do walki, poleceń Clarisse i lecących strzał. Pan
D. przestał wykrzykiwać obelgi pod adresem wroga i walić go swoją
laską po nodze.
Znak
Hypnosa na głowie potwora zaczął się jarzyć czerwienią. W
zwolnionym tempie widziałam, jak jeden heros za drugim zamykają
oczy i osuwają się na ziemię. Podobnie Dionizos i Chejron.
– Uśpił
ich – usłyszałam obok siebie przerażony głos Mika. Na twarzy
potwora pojawił się zadowolony z siebie uśmiech, odłożył
maczugę na ziemię i sięgnął po pierwszego z brzegu herosa. Z
przerażeniem obserwowałam, jak powoli podnosi go sobie do paszczy
pełnej ostrych zębów. On go zamierzał zjeść!
– Nie!
Nie
wiem, dlaczego to krzyknęłam. To nie była odwaga. Może po prostu
nie miałam ochoty na oglądanie kanibalizmu. Nie ważne, co mną
kierowało. Istotne, że potwór to usłyszał i odrzucił w bok
swoją przekąskę. Ruszył w naszą stronę.
– Victoria
jest w lesie i goni ją Minotaur – przypomniałam sobie. Nie wiem,
dlaczego w takiej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy moja
przyjaciółka żyje, zamiast martwić się o siebie. Mike usłużnie
zawrócił moje myśli na właściwy tor.
– Ją
to się nie przejmuj. Obawiam się, że jest znacznie bezpieczniejsza
w lesie z Minotaurem, niż my tutaj.
Bestia
zaryczała, jakby potwierdzając jego słowa.
***
Gdzieś w innym wymiarze, trzy miesiące wcześniej
Młody
mężczyzna z wściekłością patrzył na płonącą świątynię.
Czarna szata łopotała na wietrze, tak inna od czerwieni płomieni.
Cały kompleks, który panteon zbudował, był w ruinie. Wszędzie
chaos. Dosłownie Chaos.
Jednak
plotki okazały się prawdą. Chaos, dotychczas podzielony na wiele
kawałków, odrodził się. Teraz zamierzał zmieść świat z
powierzchni ziemi, ale najpierw długo napawać się swoim
straszliwym zwycięstwem. Pierwszą przeszkodą byli bogowie. Więc
po krótkiej, z góry przegranej walce, wchłonął tych znajdujących
się w tej świątyni, tym samym powiększając swoją nieskończoną
moc.
Na
niebie nie było widać gwiazd. Je też zabrał.
A
teraz triumfował.
Nie
zdając sobie sprawy, że zapomniał o jednym bogu. Bardzo sprytnym
bogu.
– Zniszczę
Cię. Będę oglądać twój upadek. Zatańczę na twoim grobie,
śmiejąc się radośnie. Znajdę i obudzę Go, a znów świat zaleje
światło. Znajdę tego, o którym zapomniałeś. Tego, o którym
bliscy zapomnieli. Ale ja pamiętam i to będzie twoim upadkiem.
Minotaur... aż się nie dziwie, że wszyscy mieli takie niezadowolone miny xD
OdpowiedzUsuńTen stwór normalnie prześladuje biednych obozowiczów!
Jakoś specjalnie nie zaskoczyło mnie to, że bogowie ukrywają z taką łatwością obóz, choć to naprawdę dobry pomysł, że to wszystko wytłumaczyłaś. Czytając to, jestem zdumiona, jak świetnie Ci to wszystko idzie, a w końcu nie powinnam była, bo czytam Twojego drugiego (chyba raczej pierwszego?) bloga, a Twój talent pisarski jest czymś oczywistym. To chyba bardziej jestem jeszcze bardziej zdumiona tym, jak ciekawe masz pomysły i jak dobrze idą Ci opisy scen akcji, serio! Tylko pozazdrościć! :3
Rozdział wyszedł całkiem długi, więc Mikusia jest szczęśliwa! C:
Perspektywa pisana od Victorii była naprawdę niesamowita! Choć najbardziej spodobała mi się ta końcówka z aniołem. Następnie, gdy Gabe wchodziła do obozu rozbawiła mniej jej reakcja na Festusa :3 Przecież nasz spiżowy smoczek by jej nie skrzywdził, a przynajmniej nie jakoś poważnie :D
Wiesz... aż boje się pomyśleć z kim postanowisz połączyć Gabe!
No i ta armata na dachu... hmm... swoją drogą Dionizos był dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze! W przeciwnym razie pewnie, by ją od razu udusił swoim winogronem :D Bogowie! Już to widzę xD
Pojawiła się Clarisse i bardzo dobrze oddałaś jej bojowy charakter i fakt, że spogląda na wszystkich z góry, uważając dzieci Aresów za najbardziej waleczne i dobre w walce.
Pomysł na potwory ze znakami bogów jest również naprawdę super, a jednocześnie te myśli i poczynania tajemniczego jegomościa w czarnej pelerynce (czyżby zabawiał się w Voldemorta? Właściwie nie wiem, czemu takie mam skojarzenia... sama też ma ludzi w pelerynie... no, ale tak mi się, jakoś kojarzy >.<) są z lekka niepokojące, jak również dają do myślenia, że ho, ho!
Rozdział oczywiście przecudowny, wspaniały, genialny i fantastyczny! Mam nadzieje, że Apollo dalej będzie tak przychylnie patrzył na swoje dziecko! :D
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału i tego, czym nas znów zaskoczysz!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwo czasu wolnego!
Bussis! ^^
PS. Jestem pierwsza! :P
Dzięki za komcia. Byłaś pierwsza, gratulacje! Chyba powinnam ci wręczyć jakiś medal :)
UsuńJa od zawsze lubiłam ludzi umiejących walczyć. Też strasznie lubię Vic. Jest taka praktyczna, że aż mnie to przeraża. A z tym chłopakiem, to... Cóż zobaczysz.
Festus mógł mieć zły dzień. Na przykład Leo zapomniał dać mu oleju do picia. No i obwody mogły mu się przegrzać ;)
Gabe musi z kimś być! Na razie owego chłopaka nie będzie w rozdziałach, trochę na niego zaczekasz. Pojawi się jakoś w połowie historii.
Voldemort? Jeszcze jego by tu brakowało. Herosi i tak mają przekichane. Ten facet na końcu jest raczej po stronie dobra, ale w ostatecznym rozrachunku jest po swojej własnej stronie.
Dziękuję za te życzenia, mam nadzieję, że się spełnią :)
Uhhh....
OdpowiedzUsuńGabrielle juz zaczyna sie zmieniać....no i dobrze.
Nie umiem krytykować ale....
Mike nie moze byc synem Hestii, bo Hestia jest boginia dziewicą jak np. Artemida...
chyba ze urodził sie tak jak rodza sie dzieci Ateny.
I
" Były dwie Wielkie Wojny. Z Chronosem i z Gają."
chyba z Kronosem...
i to tyle krytyki.
czekam na nastepny rozdział.
Pozdrawiam
Emi
Ps.Niech Pan Wen bedzie z tobą.
Ach, sprawę Mika zamierzałam wyjaśnić w następnym rozdziale. Tak, wiem, że Hestia według mitologi była dziewicą. Ale każdy może się zakochać, prawda? Hestia się różni od innych bogiń pod tym względem, że bardzo troszczy się o syna, jego ojca nie zdradza i mają spotkania rodzinne co miesiąc. Prawie jak prawdziwa rodzina, w końcu Hestia to bogini ogniska domowego :)
UsuńCo do Chronosa, to istnieją dwie wersję tego imienia. Jakoś Chronos bardziej przypadł mi do gustu i tyle :D
Moje kochane.
UsuńKronos i Chronos to nie jest ten sam facet!
Zakładam, że w tekście chodziło o Kronosa - ojca Zeusa i jego rodzeństwa (mamą jest Rea {tudzież Reja}), jedocześnie syna Gai i Uranosa.
Chronos to bóg czasu zrodzony z chaosu. Proponuje najpierw dobrze przestudiować podania mitologiczne, żeby potem nie było zamieszania :)
Wiem, wiem :) Lakia była tak miła i mi to już wytłumaczyła :)
UsuńAkcja, akcja i jeszcze raz akcja!
OdpowiedzUsuńIle się działo w tym rozdziale! Aż czasami było trudno nadążyć. Ale bardzo mi się to podoba :D
Vic jest zdecydowanie moją ulubienicą. Mam nadzieję, że nic jej się nie stanie...
Genialnie opisałaś przyjście Gabe do Obozu Herosów. Bardzo realistycznie. I tak po herosowemu.
To Hestia może mieć dzieci? Zawsze mnie to ciekawiło...
Zaraz, zaraz... Jeżeli jest rok po Drugiej Wielkiej Bitwie, to czy pojawi się mój Leo Valdez?! Proszę... Tak ładnie? ^^
Padłam. Hahahah Miała nadzieję, że ma plan... A ta nie miała planu. Jakoś mnie to niesamowicie bawi.
Oho... I mamy złego bohatera :D Bardzo ciekawie się robi...
No wiesz! Kończyć w takim momencie? :C
Hm... Dobra. Tej końcówki trochę nie czaję, ale zapewne reszty się dowiem w następnych rozdziałach :D
Pozdrawiam!
nowa-w-hogwarcie.blogspot.com
Leo będzie! Jak mogłoby go nie być?! Całe opowiadanie straciłoby urok...
UsuńTeoretycznie Hestia nie powinna mieć dzieci, ale cóż... Nigdy nie wiesz kiedy się zakochasz.
Następna osoba lubiąca Vic? Wiedziałam, że tak będzie! Sama zaczynam ją coraz bardziej lubić.
Jakiego złego bohatera? Chodzi Ci o tego potwora? Czy o Chaos?
A ta końcówka, to nic skomplikowanego. Byli sobie bogowie, których zniszczył Chaos, bo stali mu na drodze do zagłady świata. Jednak jednego boga nie było wtedy z nimi i przetrwał. A teraz planuje, jak zniszczyć Chaos :D
Dziękuję za komentarz i obiecuję, że niedługo Cię odwiedzę. Jednak nie w tym tygodniu.
Dotarłam do drugiego i tak, jak się spodziewałam teraz niecierpliwie będę czekać na następny.
OdpowiedzUsuńPoczątkowo wydawało mi się, że Gabrielle znowu będzie taka niewydarzona, odważnie chowała się za plecami agentki, uciekła i wiem, że chciała sprowadzić pomoc, ale jednak zostawiła Vic samą. Aż tu nagle dostała jakiegoś olśnienia na końcu i uratowała tych biedaków, którzy mieli zostać pożarci.
Podoba mi się, że rozdział jest dłuższy niż poprzedni, bo wiele się dzieje.
Ale dalej dziwi mnie to, że bohaterka tak łatwo we wszystko wierzy. - Jesteś herosem, córką takiego i takiego boga; hmm to stwór, który chce zniszczyć świat; o, to minotaur, mamy tu takich wiele - A jej jedyną reakcją jest, - hmm okej. Przyswoiłam :D
Vic, no mam nadzieję, że z nią będzie dobrze. Zemdlała, ale nie była sama. To dobry znak :D
Miałaś rację, że będzie to trochę skomplikowane. Już się gubię, a to zapewne dlatego, że nie czytałam książki a te wszystkie postacie są dla mnie nowe. Bogów kojarzę, bo kto by tego nie robił, no ale wszyscy ich potomkowie - czuję, że czeka mnie niezłe główkowanie :D
Weny i do następnego! :))
Taa... Gabe łatwo we wszystko uwierzyła, ale już wcześniej miała pewną teorię. Miała cały dzień, na przemyślenie ataku potworów na jej dom, potem trochę czasu na kontemplacje apropo Minotaura. A przedtem bardzo się interesowała mitologią. No dobra, czy jakoś tak. Tak naprawdę, to nie miałam jak wcisnąć w tym rozdziale niedowierzania Gabe. Nie było czasu.
UsuńPostacie zastaną dodane do zakładki w swoim czasie, czyli jak ja będę miała czas, wtedy może ogarniesz :D
Tytułem wstępu, to w żadnym wypadku nie czuj się głupio z powodu powiadamiania mnie. Jestem za to wdzięczna, bo mogę być na bieżąco i przeczytać... Nawet jeśli nie będę miała czasu od razu skomentować. I jak już przy tym jestem, to bardzo przepraszam za brak komentarza pod poprzednim rozdziałem. Przeczytałam, ale w ostatnim tygodniu byłam tak zalatana, że jak wczoraj po powrocie do domu się położyłam, tak w sumie obudziłam się dzisiaj rano. I miałam zamiast wszystko ponadrabiać, ale mnie uprzedziłaś, publikując nowy rozdział. I już do niego przechodzę!
OdpowiedzUsuńPo prostu ubóstwiam Cię za tę długość. Kocham długie teksty, w które można się wczuć i oderwać od rzeczywistości przy ich pomocy. Także Lakia jest jak najbardziej za :) Scena w samochodzie bardzo mi się podobała. Wiem, że dzieją się poważne rzeczy, ale jakoś tak nie mogłam powstrzymać uśmiechu na ustach, bo tekst bardzo przyjemnie się czytało, ładnie w nim została ukazana zarówno Gabe, jak i Victoria, a także relacja między nimi. A potem ten las... Brr, aż miałam ciarki! I ten uśmieszek na twarzy, kiedy wiesz, dlaczego GPS wariuje ;P I odkrywcza Gabe z mchem - niby wszyscy o tym wiemy, ale jak przyjdzie co do czego, to często się nie wpadnie. Jej dla podstaw survivalu! A potem Minotaur... Wow. Całkiem zgrabnie wyszedł Ci ten opis, wręcz miałam go przed oczami. Tylko... To ja jestem jakaś nieogarnięta, czy zamiast "długości" powinno być "wysokości"? Albo jestem ułomna i nie widzę Minotaura długiego na dziesięć metrów. Anyway, kocham to przejście od perspektywy Gabe i Victorii. Hm, w ogóle tak wrażenie, że wczucie się w agentkę nie sprawiło Ci problemów. Jej scena zdecydowanie miała w sobie to coś. I ta rana, auć... Od razu przypomniało mi się edb. Prawie padałam na co drugiej lekcji. Gdybym naprawdę miała komuś pomóc, to pewnie zemdlałabym na widok krwi i byłyby dwie osoby do ratowania... No, mniejsza. W każdym razie, spodobało mi się, że Victoria naprawdę przejęła się swoim udem i to miało na nią wpływ, bo czasem niektórzy w przypadku agentów po prostu rzucają tekst "E tam, bywało gorzej" i tyle, co jak dla mnie jest co najmniej nienaturalne. Dlatego tutaj szczególnie przemówiła do mnie końcówka tej sceny. Moim zdaniem była po prostu piękna. "Zawsze lepiej jest umrzeć przy śpiewie ptaków, niż w ciszy." - bezapelacyjnie kocham to zdanie. Aż trochę mi się skojarzyło z klimatem "Igrzysk Śmierci" (u mnie to komplement, jakby co). Hm, zastanawiam się, na kogo trafiła Victoria. Ale moje zgadywanki zazwyczaj chybiają, więc poczekam do następnego rozdziału. A teraz wracam do Gabe. Obóz był bardzo... Obozowy. Wojownicza Clarisse, jęczący Pan D., ojcowski Chejron... Nie mogę się doczekać, by poznać Mike'a lepiej. Również zastanawiam się, jak to możliwe, że jest dzieckiem Hestii - niewątpliwie podasz nam jakieś wyjaśnienie. Zdecydowanie podobają mi się te potwory ze znakami bogów, oryginalny pomysł. To z pewnością będzie duże wyzwanie i już wyczuwam genialną fabułę. Zwłaszcza po tej końcówce... Wow. Ostatnia kwestia po prostu mnie rozbroiła. Ciekawa jestem, kto jest tym bogiem, o którym zapomniał Chaos. I kto ma go pokonać... Już nie mogę się doczekać ciągu dalszego!
Jeśli chodzi o tego "Chronosa", to faktycznie powinien być raczej "Kronos". Czasem ich się utożsamia, ale osobiście nie jestem tego fanką, zwłaszcza że jeden był protogenos, a drugi tytanem i Grecy zapisywali ich imiona inaczej: Χρονος - "Kchronos" i Κρονος - "Kronos". Tia, klasyk i greka, wybacz. Anyway, złapałam literówkę: "– Uciekajmy – zaproponowała, nie miałam ochoty...", zdaje się, że powinno być "zaproponowałaM". I "Był o wiele większy, niż monsta z Białego Domu." - monstRa. Tyle znalazłam.
Pozdrawiam i życzę weny,
Lakia
Jeśli chodzi o brak komentarza w poprzednim rozdziale, to nic nie szkodzi. Chyba reżyserowałaś jakieś przedstawienie, prawda? Ech, wyżalę ci się, że byłam na targach w Pałacu Kultury i pół godziny latałam dookoła, próbują znaleźć stoisko Reja, a potem się okazało, że go nie było. Ale z drugiej strony, chyba w piątek było to twoje przedstawienie, więc pewnie cała szkoła siedziała w oglądała je z otwartymi z wrażenia ustami :D
UsuńTak, mamy już zakodowane w głowie:
wariujący sprzęt elektroniczny i ciemny las = mitologiczny potwór
Wiesz, że tą część z perspektywy Victorii pisałam we wtorek? A we wtorek mam EDB. Właśnie pan tłumaczył nam, że rany szarpane są bardziej niebezpieczne niż postrzałowe, tak samo jak rąbane. No i jakoś mnie natchnęło :)
Tak, pisanie ze strony Vic jest strasznie przyjemne. Nawet nie skapnęłam się, że już napisałam wszystko co trzeba. Witam moją siostrę, fankę Igrzysk Śmierci! Prawie jak gladiatorzy, nieprawdaż?
Co do końcówki, nic ci nie powiem. Ani mru, mru.
Dziękuję, za tego Kronosa. Jesteś tak ogarnięta w tym temacie. Pewnie profil klasy trochę pomaga. Będę płakać, jeśli nie dostanę się do Reja. Albo rzucę z mostu. Mniej przyjazna perspektywa.
Dzięki raz jeszcze za komentarz.
Owszem, w piątek graliśmy "Agamemnona" - moje dziecko, że tak to ujmę ;) Och, to witaj w klubie, też byłam dwa lata temu i również brakowało Reja. Zdaje się, że on należy do tych, którzy nie wystawiają. Albo dyrektor zwyczajnie w tym roku nie miał do tego głowy, bo na dniu klasycznym byli jacyś ludzie z oświaty i z instytutu filologii na UW i inni dyrektorzy i w ogóle oddzielny sektor dla VIP-ów, rozumiesz. I jednemu z nich zadzwonił telefon w trakcie naszego spektaklu... No, mniejsza.
UsuńOj, weź mi nie przypominaj ran na edb... Moja nauczycielka raz przyniosła takie sztuczne, które wyglądały jak prawdziwe, i po prostu myślałam, że padnę. Wytrzymałam do końca lekcji tylko dzięki zamkniętym oczom i głębokiemu oddychaniu. Zwłaszcza że "Odma (Płucna)", jak ją nazywaliśmy, miała nadzwyczajną tendencje do nadużywania zwrotu "fontanna krwi". A ja oczywiście od razu miałam to przed oczami... No, ale najwyraźniej edb do czegoś jednak się przydaje, skoro Cię natchnęło :)
Widzisz, to od razu czuć, kiedy autor pisze z przyjemnością. Przy perspektywie Vic aż tym promieniowało :) Tak, piąteczka za Igrzyska! Owszem, prawie ;P
Nie, nic nie mów in re końcówki. Spoilery to zuo. Chcę mieć piękne zaskoczenie z obowiązkowym zejściem do piwnicy po opadniętą szczękę ;)
Ależ proszę bardzo, klasyk zawsze do usług. O, tak, profil zdecydowanie pomaga. Ten moment, kiedy uświadamiasz sobie, że "Zeus" właściwie powinno się czytać "Zełs"... Cóż, niby tylko alfabet grecki, a ile może! Nauczyłam tego koleżankę z mat-histu i teraz nasze główne zajęcie na hiszpańskim to granie w "rozpoznaj cytat pisany greką" ;) Spokojnie, wierzę, że się dostaniesz. A nawet jeśli się nie uda w pierwszej rekrutacji, to nie panikuj. Na początku roku w klasyku zawsze są dość spore przetasowania ludzi, że tak to ujmę, bo część jest tutaj tylko dlatego, iż nie dostała się gdzie indziej i często odchodzą, a na ich miejsce wskakują inni. I potem w sumie rzadko kiedy jest komplet. My teraz mamy dwadzieścia sześć osób, także miejsca są i myślę, że w przyszłym roku również będą. Także spokojnie :) Będzie dobrze!
O choinka, ja się tu wesoło lenię i nic nie robię, a ty już drugi rozdział wstawiasz...
OdpowiedzUsuńChyba znalazłam swoją ulubienicę - tak, to Vicktoria! Gabriella musi mi wybaczyć, bo jak na razie to mnie irytuje. Wiem, że córka prezydenta i tak dalej, ale musi minąć trochę czasu, zanim przyzwyczaję się do jej zachowania albo to ona z upływem czasu zmieni się na lepsze (bo takie kapryszenie na każdym kroku nie jest dobre :P). Chyba będę liczyła na to drugie, bo przyzwyczajanie się do takiej osóbki, jaką jest Gabe, nie jest proste. x) A Vicky lubię, bo jest odważna i twarda, umie zażartować i ma cały szereg tych innych dobrych cech. Najważniejsze, to że obie idealnie się dopełniają.
Spodobał mi się pomysł z tymi znakami. Równocześnie trochę się krzywiłam, gdy czytałam o Minotaurze. On przecież już był u pana RR, mogłaś dać innego potworka, no >-< Ale chowam to do szuflady o nazwie Zapomnienie, bo nie mogę się doczekać, aż dasz nam tutaj coś zaskakującego! Sorry, za dużo spojlerów mi opowiedziałaś i teraz w mojej głowie rodzą się chore pomysły XD
Jakby ktoś mi powiedział, że jest od Hestii, to bym stwierdziła, że pracuje w Ergo Hestii XDDD
W sumie to ja bym nie liczyła na spotkanie z Cerberem, bo to by oznaczało, że, no, tak trochę umarłoby mi się... Oj!
"– Jesteśmy Grekami. My nie uciekamy, w ostateczności giniemy w walce z honorem." To zdanie mi się bardzo podobało! Mimowolnie się uśmiechnęłam i tak miło mi się zrobiło. ...A potem tekst Gabe ściągnął mnie na ziemię. :')
A co do tego Vincenta od Hypnosa, to jestem skłonna stwierdzić, że to chłopak-anioł, którego spotkała Victoria obok sadzawki. Za dużo szczegółów na to wskazuje :D No i to on pewnie uratuje cały Obóz przed potworem ze znakiem, jak mniemam. Hmm... Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że on może mieć jakieś związki z Innymi bogami. I czy ten sprytny bóg, o którym zapomniał Chaos to nie jest przypadkiem pan L..? ;P
Jeju, jeju, zbyt dużo pytań kłębi mi się w głowie i wiem, że nie powinnam ich tutaj pisać. Zastanówmy się... Wiem! Zaatakuję cię na gadu!
"Raz w na tym terenie w czerwcu zaczął padać śnieg." → usuń -w-
"Zanim poszłam na studia, zaczytywałam się w przeróżnych mitach. Dlatego rozpoznanie stwora nie sprawiło mi trudności." → ja bym zrobiła z tego jedno zdanie
"...aby nauczyć się jak się przed nimi bronić." → dziwnie mi brzmi to zdanko i można trochę pozmieniać, żeby wyszło coś takiego: "...aby nauczyć się bronić przed nimi." Albo coś w tym stylu, no nie wiem, jak wolisz. :D
Dobra, to ja wracam do maniaczenia SPN! *Obiecuję, jeszcze tylko dwa odcinki i kończę XD*
Pozdrawiam!
Rozczaruję Cię, ale to nie jest pan L. Niestety pan L, będzie jednym z tych złych. Taka jego natura :)
UsuńWszyscy lubią Victorię! Chyba do was dołączę. Muszę gdzieś tylko podziać Gabe :)
Ale córeczka prezydenta się zmieni, ale muszę uważać, żeby nie zrobić tego gwałtownie. W końcu zmiany w ludziach zachodzą gwałtownie.
Ten Minotaur to według mnie taka tradycja. Musi się pojawić :) A Cerbera do się załatwić! Przecież ten słodki psiak bardzo lubił Nico :)
To zdanie zdecydowanie jest najlepsze w tym rozdziale. Co do reszty to jesteś za bardzo inteligentna. Aż mnie to przeraża. Jesteś pewna, że to on uratuje obóz. Przecież było powiedziane, że tego potwora mogą pokonać bóg z co najmniej dwójką dzieci, lub piętnaścioro dzieci tego boga. No i co teraz powiesz?
Właśnie, ty się wesoło lenisz, a rozdział miałaś napisać do końca ferii. A zegar tyka tik, tak...
Czas się wziąć do roboty, moja droga :D (zacieram rączki, na myśl o nowym rozdziale u ciebie)
Hmmmmmm...... Czy SPN to przypadkiem nie Supernatural? A mówiłaś, że nie oglądasz tego...
W sumie to dobrze, że będzie tym złym, bo taki powinien być L :D
UsuńZ tego co pamiętam, to Cerberek lubił też Ann! I nie jestem inteligentna, tylko co najwyżej spostrzegawcza x)
Jaki rozdział? Przecież ja mam jakąś stronę na 3. (nie pytaj, potrzebuję się skupić nad rozwojem wydarzeń XD) i tyle. A to przez to, że kupiłam sobie pierwszy tomik Pieśni Lodu i Ognia, a te 800 stron tak bardzo mnie kusiło... Oj, oj, czuję, że dobrze wydałam pieniądze! Ale i czas sprzedałam. Moja aktywność w internecie przez ten tydzień mocno zmalała c: No i Supernatural, pewien ktoś mnie w końcu namówił i... wciągnęło mnie :D Leci 13 odcinek!
Hmm, skoro to nie Vincent, to może moce Gabe się objawią? O, i tak teraz mi wpadło do głowy, że Victoria mogłaby być też herosem! Widziała potwory... albo Mgła się zepsuła. Ale może też być czymś innym nadnaturalnym. No nie wiem. Może niepotrzebnie kombinuję? Pewnie tak.
Cześć to ja. "Spóźniona" to moje drugie imię, więc musisz mi wybaczyć... Tyle tych blogów...
OdpowiedzUsuńJak na razie... Dalej nie trawię Gabrielle. Bohaterka potrzebuje kilku, albo nawet kilkunastu mocnych akcji, aby przeszła przemianę (Bo w tym wypadku niestery też nie na miejscu byłoby zrobienie wielkiego pach - *dotkniecie czarodziejskiej różdźki* - i tu nagle jest inna.) A przemiany potrzebuje. Nie dość, że przyjaciół się nie zostawia (nawet przy beznadziejnej sytuacji bym nie posłuchała, że mam uciekać, bo potem - jeśliby ktoś umarł - całe życie miałabym go na sumieniu) to jeszcze nie przejmowała się zanadto tym, że dziewczynie mogło się coś stać. Tu nasuwa się wniosek, że musisz popracować i dać większy nacisk na emocje. Tak ja napisałam wyżej, Chronos to bóg czasu, więc nie wiem o kogo dokładnie chodziło.
Jeśli mam się do czego doczepić to z pewnością do tego fragmentu:
"Zapanował chaos. A przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak wszystko było uporządkowane. Nastolatkowie biegali we wszystkie strony, znikąd pojawiały się miecze i sztylety, łuki i inna broń." Jaki sens ma tu zdanie "Jednak wszystko było uporządkowane." Żadnego. Jest postawione bez większego celu. Brak tu logiki. Skoro wszyscy biegają na około zabezpieczenia się walą a potem muszą zabić potwora, to z pewnością jest to chaos. Sądzę, że miałaś na myśli to, że działania herosów były uporządkowane. Radzę po prostu jakoś zmienić ten fragment. Na przykład:
"Zapanował chaos. Nastolatkowie biegali we wszystkie strony, znikąd pojawiały się miecze i sztylety, łuki i inna broń. A mimo to czułam, że panuje tu jakiś porządek, jakby każdy wiedział, gdzie dokładnie powinien się znajdować". Możesz wykorzystać jeśli chcesz :)
Zwróć uwagę na opisy. Dialogi i treść powinny być w miarę proporcjonalne. U ciebie przeważają rozmowy. Aha no własnie... Niebo się wali, dwa potwory dyszą im w karki, a Mike i Gabi mają czas na pogawędkę i wyjaśnienia? Nie sądzę. Przy takim braku rozwagi można szybko zginąć. Ale dość już marudzenia.
Bardzo podoba mi się postać Victorii. Tak jak juz wcześniej pisałam, jest ona naprawdę waleczna i odważna. Może nieco przegina z wyobraźnią (20 pięter. Ahh ci agenci), ale cieszę się, że postanowiłaś pisać z jej perspektywy. Podobał mi się obraz anioła... Wybawiciela, który pomoże jej w zaistniałej sytuacji. Mam nadzieję, że nic poważnego jej się nie stanie. (Czy zranienie nogi dla agenta to taka straszna masakra, aby od razu mdleć? No chyba, że owy topór był zatruty, albo zaczarowany.)
Dionizos nie wygląda mi na miłego. Chociaż z drugiej strony jakbym musiała zajmować się taką bandą dzieciaków... O Zeusie! Tylko nie to! Ciekawa jestem co takiego zrobił, że został tak pokarany.
Pomysł z potworami ze znakami bogów, które nadają im siłę, ich samych (ten potwór ich uśpił!) był naprawdę świetny. Podobał mi się. Zastanawiam się dlaczego z bogami nie ma kontaktu i dlaczego nie są w stanie pokonać potwora, bez pomocy dzieci. To w końcu bogowie, a nie jakieś ciepłe kluchy. Intryguje mnie ten sekret. :)
Sama końcówka była dobrze zbudowana, wprowadziła aurę tajemniczości, a przez to zrobiło się naprawdę bardzo interesujaco.
Życzę wodospadu weny, pozdrawiam :*
PS: Dodaję do polecanych i czytanych :D
Dziękuję, to zdanie już poprawiłam, zgodnie z twoją propozycją. Jak teraz to czytam, to faktycznie wydaje się być bez sensu. Taa... Z tą Gabrielle muszę coś zrobić. Myślę, że ze zmianą poczekam, aż dziewczyna zacznie się uczyć walczyć mieczem czy czymś. Wtedy powinno mi to wyjść.
UsuńCo do rozmowy Mike i Gabrielle, to ja na jej miejscu chciałabym się dowiedzieć o co chodzi, a i tak nie mieli nic do roboty. Gabi musi sobie wyrobić charakter :D
Vic dostała w nogę wielkim toporem, ledwo co skakała z drzewa na drzewo i uciekała, więc myślę, że straciła wystarczająco krwi, żeby zemdleć.
Jeśli chodzi o to, że bogowie nie mogą pokonać potwora bez pomocy dzieci, to podpowiem, że ma to coś wspólnego z proporcjami krwi boskiej do krwi ludzkiej. To dalej będzie wyjaśnione.
Bardzo dziękuję za komentarz i za to, że masz ochotę czytać moje wypociny :)
Witam!
OdpowiedzUsuńW Katalogu Euforia pojawiła się nowa opcja!
Teraz, możesz reklamować nie tylko swój blog, ale także swoje rozdziały i sprawić, że będziesz mieć jeszcze więcej czytelników!
Zainteresowany?
Odwiedź nas,
katalog-euforia.blogspot.com ---> zakładka: Dział Nowych Rozdziałów
Załoga KE
Lololo , dziewczyno co tu się dzieje ! Co za akcja , napięcie ! Mnie najbardziej intryguje kto jets tym tajemniczym bogiem ....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam I przepraszam , że tak krótko ,
Szalona Szatynka
Wow!
OdpowiedzUsuńPotrafisz budować napięcie dziewczyno! No więc Gabrielle znalazła obóz i poznała Mike. Ciekawa jestem czy połączy ich coś w przyszłości, może będą razem? Interesuje mnie też, jaka bogini jest prawdziwą matką Gabe.
No i ten rozdział z perspektywy Victorii. Przeżyje, nie przeżyje?
Wspomniałaś też coś o tym, że mają ją przetransportować do Obozu, ale czy śmiertelnicy nie mieli tam wstępu? No i teraz przyszło mi do głowy, że jest jeszcze mgła, więc dlaczego ludzie zdołali zobaczyć potwory?
Pozdrawiam, Alex