Chyba powtarzam się już któryś raz z rzędu, ale po egzaminach nic mi się nie chce. Mam u was wszystkich duże zaległości, za co bardzo przepraszam. Nadrobię to, jak tylko wrócę z gór, czyli około poniedziałku. Tymczasem zdążyłam napisać takie coś, co widzicie pod spodem. Rozdział baaardzo krótki, tylko dwie strony. Ale w przyszłości zamierzam wprowadzić nowych bohaterów, więc stwierdziłam, że chcę wam pokazać odrobinę ich przeszłości. Może nie powinnam wstawiać tego teraz, poczekać kilka rozdziałów, ale ja wiem co dalej będzie się działo i gwarantuję, że przeczytanie tego, nic nie zmieni. Zorientujecie się o co dokładnie mi chodziło za jakieś dziesięć rozdziałów, albo i więcej. Tak w ogóle to zamierzam od czasu do czasu wstawiać podobne notki.
Nie przedłużając, zapraszam do czytania.
***
Kilka tysięcy lat wcześniej
Słońce nad pałacem
świeciło mocno, przypominając o potędze Benelusa, pogromcy
Arawna. Jednak to nie wielki bohater sprawował władzę nad
wszystkimi celtyckimi bogami. Brakowało mu tej mądrości,
powszechnego szacunku, doświadczenia oraz mocy, którą posiadał
Daghdha. Król władał całą krainą Tir na Og od wielu lat. Były
to spokojne czasy, nie licząc kilku nic nieznaczących waśni między
pomniejszymi bóstwami. Przynajmniej taka sytuacja utrzymywała się
do zeszłej zimy, gdy Arawn zaatakował. Na czele armii daemonów,
istot zrodzonych z pradawnego mroku, pojawił się w Mag Mell, pałacu
Daghdhy i zażądał wpływów i władzy.
Nikt nie rozumiał na co
mu to. W panteonie celtyckim prawa były bardzo luźne, jeśli jakaś
dziedzina nie miała patrona, bez problemu mógł ją przejąć
dowolny bóg. Jego członkowie nie potrzebowali wyznawców, ich moc pochodziła
z własnego wnętrza, dzięki czemu, o ironio, wprawiali w podziw
swoich druidów, których liczba z roku na rok wzrastała.
Oczywiście Arawn tej
władzy nie dostał. Pan Mroku stoczył ciężki bój z Daghdhą i
nie wiadomo jaki byłby wynik tego starcia, gdyby nie pojawił się
Benelus. Król wraz z bogiem słońca wspólnymi siłami pokonali
wroga, lecz nie obeszło się bez zniszczeń i ran.
Odbudową pałacu zajął
się Lugh wspomagany przez Goibhnia. Dzięki bogom rzemiosła i
kowalstwa Mag Mell stanął szybko na nogi i kilka tygodniu później
pałac onieśmielał już gości. Benelus wyzdrowiał dość szybko i
zniknął, aby dokończyć sprawy, które z powodu walki zostawił w
Elizjum. Najgorzej było z Daghdhą. Król bogów pomimo starań
nadwornych lekarzy nie był w stanie dojść do siebie. Ilość
czarnej energii, która w niego wniknęła nie pozwalała zranionemu
ciału się uleczyć pomimo wielkiej mocy poszkodowanego. Ostatecznie
zapadła decyzja, aby wezwać Diancechta.
Lekarz Bogów był wielce
niezadowolony, że musiał przerwać jedną ze swych licznych
podróży. Jeśli ktoś go spytał, po co podróżuje, otrzymywał
odpowiedź, aby leczyć ludzi każdego wyznania. Jednak Król
potrafił zajrzeć głębiej i coś mu nie pasowało. Wiedział, że
Diancecht potrafił uzdrowić każdą ranę na odległość. Dlaczego
więc podróżował?
Gdy Lekarz Bogów pojawił
się w pałacu na wezwanie, Król przeraził się nie na żarty.
Pamiętał tego mężczyznę, gdy był dzieckiem. Radosnym,
biegającym po lesie dzieckiem, do którego lgnęli wszyscy ludzie,
zwierzęta, a nawet bogowie. Wciąż słyszał jego śmiech, widział
w oczach chęć pomocy innym. Ale teraz... zmienił się zupełnie.
Złociste włosy
świeciły, tak podobne do iskrzących się światłem kosmyków
Benelusa. Lecz oczy były inne. Brakowało w nich ciepła, nadziei i
wielkoduszności, które doskonale były widoczne u boga słońca.
Takie puste, obojętne na otaczający ich świat.
Jednak uzdrowił Daghdhę.
Po kilu tygodniach bóg wrócił do pełni zdrowia i był gotowy
zająć się swoim podopiecznym. Ale Diancecht zniknął. Zapadł się
pod ziemię, nikt nie potrafił go znaleźć. Król powoli dawał
sobie spokój ze swoimi przeczuciami. Może się pomylił? Nie był w
końcu Mathem Mathonwy, bogiem magii, a przecież przeczucia to w
większości czary. Zapomniał.
Gdy nadeszły złe
wieści, wypoczywał w swoim Gaju. Uwielbiał to miejsce, choć
rzadko tu bywał. Natłok obowiązków zajmował cały jego czas. Gdy
nadbiegł posłaniec, właśnie delektował się krwistoczerwonym
jabłkiem. Usłyszawszy wieści, prawie udławił się kawałkiem
owocu, który z powodu szoku utknął mu w przełyku.
Wyrocznia została
zamordowana.
Ta kobieta była
największym skarbem bogów. W przeciwieństwie do innych panteonów,
żaden z nich nie potrafił przewidzieć przyszłości. Math osiągał
jakieś sukcesy, ale w porównaniu z bogami innych wyznań były one
marne. Karą za zranienie Wyroczni była śmierć. Nie przekazywała
ona bogom swoich przepowiedni, ale pilnowała, by wszystko szło
zgodnie z nimi. Znała przyszłość, która będzie za milion lat.
Ale nie mogła się z nikim podzielić tą wiedzą. Daghdha nie mógł
sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby któryś z bogów poznałby
jedną z jej przepowiedni. Prawdopodobnie świat byłby skończony.
Wciąż pod wpływem
szoku udał się, aby obejrzeć ciało Wyroczni. To była tragedia, a
sprawca musiał ponieść okrutną karę. Jednak to co zobaczył, gdy
przybył na miejsce, sprawiło, że stanął jak zamurowany.
Nie widział Diancechta
od pięciu lat. A teraz Lekarz Bogów siedział przy ciele Wyroczni z
nieobecnym wyrazem twarzy. Wokół nich unosiła się zielona mgła,
a ciało boga jarzyło się upiornym blaskiem. Król patrzył, jak
rany na ciele kobiety znikają, jak bierze głęboki oddech. A
przecież była martwa. Byłą tylko jedna opcja, która wyjaśniała
zaistniałą sytuację: Diancecht nauczył się wskrzeszać dzięki
swojej mocy.
Jego moc rosła, co
niepokoiło boga pogody i plonów. Gdy był małym dzieckiem nauczył
się leczyć fizyczne rany, potem potrafił usunąć psychiczne
urazy. Kilka lat temu przejął władzę nad księżycem, który
dotąd nie miał patrona. Silvanus donosił, że powoli zaczyna
tracić władzę nad naturą i roślinnością. Podejrzewał, że ta moc przechodzi na Lekarza Bogów, który od zawsze miał dobry
kontakt z przyrodą. A teraz nauczył się wskrzeszać ludzi i bogów.
Diancecht spojrzał na
niego bez wyrazu, jego oczy były dziwnie zamglone, Król miał
wrażenie, że widzi przewijające się w nich obrazy. Blondwłosy
bóg minął go bez słowa i zanim starszy zdołał go zatrzymać, zniknął w otaczającym dom Wyroczni lesie. Jeśli naprawdę zdobył
władzę nad naturą, nawet władca bogów nie znajdzie go w tej
gęstwinie. Ważniejsza była Wyrocznia.
Kobieta klęczała na
podłodze, z jej błękitnych oczu kapały krople łez. Spojrzała na
niego przerażona. Przekonany, że to przez nagłą śmierć,
przykucnął obok i położył jej uspokajająco rękę na ramieniu.
W odpowiedzi na to, potrząsnęła tylko głową.
– On widział... On
wdarł się... - próbowała przekazać coś naprawdę ważnego, ale
nie była w stanie, co chwila przerywał jej cichy szloch, wymykający
się z ust.
– Spokojnie. Weź
głęboki oddech i spróbuj jeszcze raz – mruknął cicho
zaniepokojony bóg. Co mogło tak bardzo przerazić Wyrocznię?
Zazwyczaj kobieta nawet w stresujących oraz zagrażających życiu
sytuacjach radziła sobie doskonale Ale teraz?
Posłusznie wykonała
polecenie, jej oddech odrobinę się uspokoił, lecz przerażenie nie
znikło.
– Co się stało? -
spytał cierpliwie, takim głosem zwracał się do spanikowanych
dzieci, które zabłądziły zbyt daleko od domu i napotkały go na
swojej drodze. Miały szczęście, że nie spotkały innego boga,
istniała możliwość, że ten chciałby je wykorzystać.
– On... On wdarł się
do mojej głowy! - znów szloch, drobne dłonie zacisnęły się na
jego płaszczu. - Kiedy mnie leczył, tak jak zawsze chciał
sprawdzić mój stan psychiczny. Nawet się nie broniłam, choć to
chyba niewiele by dało. Wdarł mi się do głowy i zobaczył
wszystkie wizje, które miałam. Królu, Diancecht wie już, co
stanie się za milion lat!
Był w szoku. Pierwsze co
przyszło mu do głowy to to, że jeśli Lekarz Bogów podzieli się
tą wiedzą z Arawnem, koniec świata jest bliski. Następnie zaczął
się zastanawiać, jak bóg rozwinął swoją moc do tego stopnia. A
najważniejsze...
– Co robisz?! -
wrzasnął zdezorientowany, widząc, jak Wyrocznia przykłada sobie
sztylet do serca. Kobieta spojrzała na niego przepraszająco.
– To co muszę. W
naszym panteonie może istnieć tylko jedna osoba, która zna
przyszłość. Inaczej równowaga zostanie zachwiana. A jakoś nie
wydaje mi się, aby Diancecht miał ochotę pożegnać się z życiem.
Przepraszam – z ostatnim słowem pchnęła ostrze. Bez problemu
zagłębiło się w jej sercu.
Przypadł do niej, złapał
zanim upadła na zimną posadzkę. Próbował ją uleczyć, ale było
za późno. Umarła. Po raz drugi tego dnia. I po raz ostatni.
Oprócz rozpaczy czuł
wściekłość. Jak Diancecht mógł do tego dopuścić?! Doskonale
wiedział, że nie mogą żyć dwie osoby znające przyszłość.
Powinien się powstrzymać, nie czytać myśli Wyroczni i nie kraść
tym samym jej proroctw. Z premedytacją doprowadził do jej śmierci.
I z pewnością włamał się do jego umysłu, gdy leczył go po
walce z Panem Mroku. Znał wszystkie sekrety władcy bogów.
Podjął decyzję.
Równowaga zostanie
zaburzona, gdy dwie osoby w panteonie będą znały proroctwa i
przyszłość. Wyrocznia umarła, więc wszystko było w porządku.
Ale on, Król, przyrzeka, że zachwieje tą harmonią. W ich
panteonie nie zostanie nikt, kto zna przyszłość.
Jeszcze dziś wykluczy
Diancechta z rodziny i zakaże wstępu do Tir na Og. Niech tuła się
samotnie po świecie, bez żadnych przyjaciół. Niech straci
rodzinę. I niech cierpi.
Pierwsza! <3
OdpowiedzUsuńUhm... Nie za bardzo czaję o co biega, ale ponieważ jest to mitologia celtycka bardzo chętnie ją przeczytałam. Mam również małe pytanko w tej sprawie, skąd zaczerpywałaś wiedzę o mitologi celtyckiej? Ja jakoś szukając coś o tych bogach nie znalazłam za wiele :(
UsuńDaghdha jest bardzo... surowym bogiem, ale mam do niego dużo więcej szacunku niż do Zeusa. Podoba mi się to, jak zostało to wszystko przedstawione z Twojego punktu widzenia. Och, oj! To mi przypomina serię książek o szkotach, którą czytałam. Tam było dwóch bliźniaków, którzy byli druidami, jeden z nich stał się mrocznym druidem, aby uratować pierwszego, więc zachowanie Diancecht, Lekarza Bogów od razu mi się z tym skojarzyło.
Fajny ten, jakby dodatek do rozdziału, ale jednocześnie kolejny rozdział... nie wiem, jak to kwalifikować xD W każdym razie mi się naprawdę podobało! - Powiedziała osoba, która w wolnym czasie uwielbia czytać mitologiczne legendy :D
Muszę również zauważyć, że w końcu udało mi się być punktualnie :3 Ahhh!
Biedna Wyrocznia... zastanawiam się, czy coś ją łączyło z Daghdha? Wiesz, jakiś romansik, czy coś? Jednakże, czy wtedy jego zachowanie nie byłoby trochę bardziej zdziczałe? Hmmm...
Podejrzewam, że gdy Diancecht został wygnany, nie przyjął tego zbyt dobrze, bo o ile dobrze pamiętam wygnanie ze Szkockiego Klanu, jest najgorsze, co może spotkać osobę, która w nim się wychowała. A ty wiesz, że mam znajomego Irlandczyka? No i się dowiedziałam, co znaczą te literki i apostrof przed nazwiskiem! *Pęcznieje z dumy Mika*
Chciałabym trochę poczytać o Gabrielle i Victorii! Naprawdę uwielbiam te dwie dziewczyny i szkoda, że nie były wspomnienie w tym rozdziale :c
Heh! Rozumiem, to doskonale! Znaczy się te dni przed egzaminami, ja miałam swój 25-ego kwietnia i teraz czeka mnie kolejny 13-ego maja :C Toteż mimo wszystko będę trzymać za Ciebie kciuki i życzę dobrej zabawy w górach! :)
Życzę ponadto morza weny, góry pomysłów i dużo czasu wolnego, który nie zawsze będzie wykorzystywany tylko do nauki!
No i czas na moje cudowne komplementy! :D
Rozdział był feeryczny, arcymistrzowski, genialny, niesamowity, zachwycający, wyjątkowy i apolliński!
Bussi! :3
Ech tą mitologią zaczerpnęłam ze strony http://sfery.wikia.com/wiki/Panteon_celtycki. Nie wiem, cy to jest na podstawie prawdziwych wierzeń, ale niezbyt mnie to obchodzi. Potrzebowałam jakiś podstaw, aby stworzyć bogów panteonu celtyckiego, więc wystarczą mi imiona i ich moce. Choć w mocach i tak trochę pomieszam. Jak się zorientowałaś, to Diancecht przejął władzę nad księżycem i prawdopodobnie nad naturą, o czym na tej stronie nie ma mowy. Ja zmieniłam trochę jego charakter, bo na pewno nie klasyfikuje się jako ,,praworządny dobry".
UsuńCieszę się, że ci się podobało, potem stwierdzisz, że informacje tu podane są bardzo przydatne, ale to za jakiś czas. Planuję także coś podobnego jeśli chodzi o panteon nordycki, może też egipski. No i nad bogami japońskimi się zastanawiam :)
Gabrielle i Victoria będą w następnym rozdziale. Cierpliwości! Masz kolegę z Irlandii? Boże, jak zazdroszczę! Mam jakąś dziwną słabość do tego państwa i jego mieszkańców.
Powodzenia na egzaminach! Dasz radę, choć nie wiem, jak można je pisać po niemiecku (bo takim języku je piszesz?)
Przy takim deszczu to istnieje możliwość, że się przewrócę i złamię nogę. Ale w tedy będę mogła pisać i pisać :) Szlaku Orlich Gniazd, nadchodzę!
Wyrocznia i Dahgdha? Zastanawiałam się nad tym, ale ostatecznie nie wiedziałam co tym zrobić, więc zostawiłam takie niedopowiedzenie. Jak chcesz, żeby pomiędzy nimi coś było, to możesz sobie wyobrazić, droga wolna ;)
Tak, Diancecht nie przyjął tego dobrze, ale będzie się musiał gdzieś podziać, co będzie miało wpływ na przyszłe wydarzenia. Król jeszcze o tym nie wie, ale dobrze zrobił, że go wykluczył z rodziny.
Ale nic więcej nie powiem.
Dziękuję serdecznie za cudowny komentarz i życzę, aby te 5%, które pozostało do napisanie nowego rozdziału jak najszybciej zniknęło :)
W pierwszym wrażeniu wydaje się, że wzięłaś to kompletnie z kosmosu. O mitologii celtyckiej nie wiem kompletnie nic więc nawet nie będę niczego weryfikować, ani sprawdzać. Oderwałaś całość kompletnie od reszty więc rzeczywiście wydało się, że ten tekst nie ma znaczenia, ale rzecz jasna ma.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się fakt, że łączysz mitologie z różnych części świata, ale wszystkie te imiona mieszają się. Było tak dużo bohaterów, że wprowadzili nieco zamieszania.
W każdym razie. Cała historia naprawdę mi się podobała. Ciekawy wątek z Wyrocznią i jej śmiercią, ile trzeba odwagi, by w imię jakieś idei pchnąć się sztyletem i pozbawić się życia. A wszystko po to, by harmonia została zachowana
Interesujący był też bóg sztuki lekarskiej, który postanowił poznać tajniki świata. Z początku określiłaś jego postać jako nośnik dobra i pomocy, a potem ukazałaś go jako nikczemnego. Z drugiej strony może wcale nie chciał poznać przepowiedni. Być może to było niezależne od niego, jakby skutek uboczny używania własnej magii. (Tak sobie gdybam)
Ciekawa jestem jaki ma to związek z bieżącymi wydarzeniami i co z tego wszystkiego wyniknie.
Życzę morza weny, pozdrawiam :*
Nie sprawdzaj tej mitologii. Jeszcze się okaże, że coś jest nie tak. Cała wiedza jest w wiki, a ta często kłamie. Ale i tak przerobię bardzo tych bogów, więc to będzie wielkie odejście od poprawnego ich wyobrażenia.
UsuńTym rozdziałem chciałam podkreślić, że bogowie też mieli własne historie, które ukształtowały ich charakter i wpłynęły na ich późniejsze postępowanie.
Wiem, że jest dużo bohaterów i przez to zaczyna się mieszać. Powinnam zrobić oddzielną zakładkę pt. ,,Bogowie" i tam ich wszystkich umieścić łącznie z opisami. Na razie jednak brak czasu nie pozwala. Ale powoli zacznę wszystko uporządkowywać w tym opowiadaniu. Zdaję sobie sprawę, że powstał mały chaos ;)
Diancecht - czy dobry czy zły, to się trzeba będzie przekonać. Ale to jeszcze całkiem sporo rozdziałów do owego wątku. Choć może wcześniej się czegoś domyślisz.
Dziękuję serdecznie za ten komentarz, podnosi na duchu, bo ostatnio mam ochotę rzucić tego bloga na jakieś dwa miesiące.
Dziękuję bardzo. Jak będę miała chwilę czasu, to odpowiem na pytania.
OdpowiedzUsuńO Mater Dei... Czasem naprawdę ktoś powinien mnie walnąć w ten mój zakuty łeb. Wpadłam, by poinformować o nowym rozdziale u mnie, co i tak robię z opóźnieniem, i jakoś mnie tknęło, by sprawdzić, czy skomentowałam. I oczywiście okazało się, że nie. Nie mam bladego pojęcia, jak to się stało, ale przepraszam za to przeczenie z mojej strony. I za to, że będę się trochę streszczać, ale jest już późno i po tłumaczeniu Cezara mój mózg ma już generalnie dosyć. Galia est omnis divisa in partes tres... I tak dalej... No, dobrze, to już przechodzę do rozdziału.
OdpowiedzUsuńWiesz, bardzo mi się podoba ta forma, ukazywanie wydarzeń sprzed dawna. I to jeszcze w świecie bogów - kocham! A że mitologia celtycka to niekoniecznie mój konik, choć pewną styczność miałam, to jeszcze przy okazji mogłam się co nieco dowiedzieć. Wiem, że opowiadaniach często coś tam poprzekręca, by lepiej pasowało, ale i tak czytałam z ogromną ciekawością :) Bardzo spodobała mi się historia i postać Diancechta (wybacz, jeśli będę kręcić imiona, ale jeśli chodzi o celtycki panteon, to niektórych nazw nawet wymówić nie umiem). Oczywiście wydaje się nie stać po najlepszej stronie, ale ja mam jakąś słabość do złych bohaterów, uwielbiam poznawać ich historie, motywy, przeżycia... Yep, miłość do "Zbrodni i kary" od pierwszego wejrzenia ;) Anyway, Diancecht bardzo mnie zaintrygował i nie mogę się doczekać, aż dowiemy się o nim nieco więcej. Wyroczni oczywiście bardzo mi szkoda i ogromnie ją podziwiam, bo myślę, że niewielu by się zdobyło na taki wybór, którego ona dokonała. Co do Daghdhy (jak to cholerstwo się wymawia?), to na razie mam raczej neutralne podejście. Wydaje się w porządku, ale chyba poczekam jeszcze trochę z opinią.
No i cóż? Rozdział jak najbardziej mi się podobał i jak dla mnie mogłoby być takich więcej. A na koniec jeszcze raz przepraszam za to horrendalne opóźnienie. Mea culpa!
Pozdrawiam i życzę weny,
Lakia